Blokowana od rana była droga prowadząca z Władysławowa na Półwysep Helski. To jedyna trasa jaką dostaniemy się na półwysep nie wliczając w to trasy kolejowej. Protest pierwotnie miał potrwać do 16:00 ale organizatorzy skrócili go o dwie godziny.
Przejście dla pieszych blokowało dziś kilkudziesięciu protestujących z banerami oraz hasłami obwiniającymi polski rząd za aktualną sytuację w rybołówstwie.
To trzecia manifestacja na lądzie armatorów rybołówstwa. Trzy tygodnie temu blokowali wjazdy do Łeby i Ustki, a dwa tygodnie temu drogę nr 216 we Władysławowie. Podczas tamtych protestów rybacy przechodzili przez przejście dla pieszych i co kilkanaście minut przepuszczali czekające pojazdy.
- Tutaj strajkują ludzie, którzy muszą raz na pięć lat robić przeglądy kutrów za kilkadziesiąt tysięcy złotych. W każdym miesiącu płacą ZUS i inne opłaty. To są zamknięte biznesy z wielomilionowym kapitałem. Dziś do 16. ta blokada będzie utrzymana, a takich po następnej niedzieli będzie w kraju więcej. Sprawy rolników ciągle są nierozwiązane - mówił lider Agrounii Michał Kołodziejczak.
Blokada we Władysławowie drogi nr 216 oznacza brak wjazdu i wyjazdu z Półwyspu Helskiego, nie ma bowiem innych tras, którymi byłyby możliwe objazdy
"Armatorzy podjęli decyzję o blokowaniu miejscowości nadmorskich od strony lądu, niech ta drastyczna forma zwróci uwagę rządu" - poinformował w komunikacie Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa.
Resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej poinformował, że ze względu na pandemię COVID-19, na razie nie ma możliwości zwiększenia pomocy dla borykających się z problemami armatorów rekreacyjnych, którzy łowili dorsze.
Demonstrujący zapowiedzieli, że ich protest będzie trwał do godz. 16. Mają być przepuszczane jedynie samochody uprzywilejowanych służb, takie jak karetki pogotowia, radiowozy policyjne, czy pojazdy straży pożarnej oraz auta, którymi podróżują małe dzieci.
Blokada we Władysławowie drogi nr 216 oznaczała brak wjazdu i wyjazdu z Półwyspu Helskiego, nie ma bowiem innych tras, którymi byłyby możliwe objazdy. Ostatecznie protest skrócono.
To już trzecia manifestacja na lądzie armatorów rybołówstwa. Trzy tygodnie temu blokowali wjazdy do Łeby i Ustki, a dwa tygodnie temu drogę nr 216 we Władysławowie. Podczas tamtych protestów rybacy przechodzili przez przejście dla pieszych i co kilkanaście minut przepuszczali czekające pojazdy.
- Proszę uwierzyć, że organizatorem tego protestu jest pan premier i rząd, nie my. I w każdej chwili może to odwołać. Wystarczy jeden telefon: "przyjeżdżajcie do Warszawy na spotkanie, na rozmowy". I automatycznie schodzimy z blokady. Ale ten rząd nie ma dobrej woli – powiedział na konferencji prasowej Andrzej Antosik ze Sztabu Kryzysowego Armatorów Rybołówstwa.
- Tym ludziom półtora roku temu zakazano ustawowo, za pomocą złych przepisów, pracować. Zainwestowali grube miliony w to, żeby stworzyć sobie miejsca pracy. Tutaj strajkują ludzie, którzy muszą raz na pięć lat robić przeglądy kutrów za kilkadziesiąt tysięcy złotych. W każdym miesiącu płacą ZUS i inne opłaty. To są zamknięte biznesy z wielomilionowym kapitałem. Dziś do 16. ta blokada będzie utrzymana, a takich po następnej niedzieli będzie w kraju więcej. Sprawy rolników ciągle są nierozwiązane – mówił Kołodziejczak.
"W związku z tragiczną sytuacją armatorów rybołówstwa rekreacyjnego postanowiliśmy przystąpić do wznowienia akcji protestacyjnych. Do dnia dzisiejszego podpisane porozumienie z ówczesnym Ministrem Gospodarki Morskiej Markiem Gróbarczykiem nie zostało zrealizowane. We wszystkich polskich portach stoją statki, które już nie wrócą do zawodu. Morskie farmy wiatrowe na Bałtyku zabierają nam nasze jedyne łowiska, a zakaz połowu dorsza będzie przedłużony. Armatorzy podjęli decyzję o blokowaniu miejscowości nadmorskich od strony lądu, niech ta drastyczna forma zwróci uwagę rządu" - poinformował w komunikacie Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa.
0 Komentarze